Mobbing w Katowicach

i

Autor: archiwum

KATOWICE

Mobbing w Sądzie Okręgowym w Katowicach. Pracownikom grożono i nazywano idiotami

Pracownicy byli zastraszani, sędzia groził, że ich "wypier..li", jedną z pracownic nazywał "cipulindą" - sprawą w Sądzie Okręgowym w Katowicach zajęła się komisja antymobbingowa.

Sprawie przyjrzał się Marcin Pietraszewski z Gazety Wyborczej. Dotyczy ona jednego z wydziałów Sądu Okręgowego w Katowicach. Mowa o przewodniczącym i kierowniczce sekretariatu. Kto był lubiany przez kierowniczkę sekretariatu, miał lżejszą pracę. Reszta miała znacznie więcej obowiązków niż pozostali w zależności humoru pracownicy. Nie miała ona zwyczaju odpowiadać pracownikom na "dzień dobry" lub "cześć", ale złościła się i krzyczała, gdy ktoś się z nią nie przywitał. Pracownicy mówią, że kiedy przychodzili do kierowniczki z problemem, musieli mówić do jej pleców, bo zwyczajowo nie odwracała się na fotelu.

- W czasie pracy obdzwaniała butiki i wypytywała zaprzyjaźnione sprzedawczynie, czy pojawiły się jakieś nowe spódnice. Tłumaczyła nam wszystkim, że jest menedżerką od zarządzania robotą, a nie jej wykonywania. Ta spychologia trwała latami - mówią Wyborczej pracownicy sądu.

Przewodniczący wydziału również nie był idealnym przełożonym?

Pracownicy opisują go jako wybuchowego. Bardzo łatwo go wyprowadzić z równowagi, a wtedy nie panuje nad sobą. Człowiek, który na sali rozpraw nosi muszki, pracownikom - jak mówią oni sami w rozmowie z Pietraszewkim - wprowadzał terror w miejscu pracy.

- Jednego dnia potrafił powiedzieć jednej z koleżanek, że ma ładną bluzkę, drugiego, że jej urosła dupa. A potem wszyscy byliśmy dla niego debilami. Ludzie, jak słyszeli, że mają być przeniesieni do pracy w naszym wydziale, to robili wszystko, żeby do tego nie doszło - mówi jedna z pracownic dla Gazety Wyborczej.

Pracownica dodaje również, że rozpoczynając zebrania potrafili usłyszeć, że "zrobi im jesień średniowiecza". Jak mówi, znosili to ze strachu.

Afera mobbingowa wybuchła kilka miesięcy temu. Jedna z pracownic wzięła wzięła jednodniowy urlop. Wtedy sędzia powiedział jej, żeby tego nie nadużywała, bo to dezorganizuje pracę sekretariatu. 

- Kiedy jej o tym powiedziałem, ona stwierdziła, że o urlopie musiała powiedzieć mi kierowniczka. I wtedy oznajmiła, że jest przez nią mobbingowana. Uważam, że od molestowania i mobbingu trzeba trzymać się jak najdalej, więc postanowiłem zareagować - mówi sędzia, który zgodził się na rozmowę z dziennikarzem.

Sędzia powiadomił przełożonych, że pracownica skarży się na mobbing ze strony kierowniczki. Zebrała się komisja, która w Sądzie Okręgowym w Katowicach pracowała przez kilka tygodni. Stwierdziła, że sędzia i kierowniczka dopuścili się zachowań o charakterze mobbingowym. Uznano, że proceder miał trwać kilka lat. 

- Były takie sytuacje, że kiedy ktoś szedł na przesłuchanie, spotykał nagle kierowniczkę, która czekała w pobliżu sali, gdzie członkowie komisji czekali na świadków. Ludzie odbierali to jako próbę zastraszenia - mówią pracownicy.

Jak pisze Marcin Pietraszewski, w raporcie napisano, że sędzia miał straszyć pracowników, że "ich wypier****", że "ma na nich teczki", miał komentować wygląd pracownic, a te, które odchodziły z wydziału, miał nazywać "sprzedawczykami".

Wynika z niego również, że sędzia miał zwracać się do jednej z pracownic "cipulinda", "debil" lub komentować jej wygląd słowami "masz fryzurę jak Piast Kołodziej". Dodatkowo wobec dwóch palących pracownic kazał prowadzić ewidencję czasu spędzonego w palarni.

Z kolei kierowniczka sekretariatu miała nazywać pracownice "idiotkami". Komisja nie zaleciła jednak powiadomienia prokuratury, czy Państwowej Inspekcji Pracy.

Sędzia nie zgadza się z oskarżeniami, potwierdza jedynie komentowanie wyglądu pracownic (jedynie pozytywne) i kontrolę czasu spędzanego  w palarni.

Sędzia nie zgadza się z zarzutami i pozwał sąd

Sędzia pozwał Sąd Okręgowy w Katowicach, a za naruszenie dóbr osobistych domaga się miliona złotych zadośćuczynienia, uważa, że z jego strony nie było żadnego mobbingu

Co na to prezes sądu w Katowicach?

- Jako Prezes Sądu Okręgowego w Katowicach podjęłam w ramach swoich kompetencji stosowne czynności, które z uwagi na czas od przedstawienia mi stanowiska Komisji do czasu Pana zapytania nie zostały zakończone. Moje decyzje, w zakresie moich kompetencji, które podejmuję udzielą odpowiedzi na Pana pytania w zakresie ustaleń Komisji - napisała enigmatycznie prezes Stankiewicz-Rataj.

Aktualnie na stronie internetowej sądu przeczytać można, że pojawiła się informacja, że oskarżona kobieta nie kieruje już sekretariatem, a sędzia nadal jest przewodniczącym. Jednak, jak mówią pracownicy sądu,  od czasu zakończenia prac komisji to zupełnie inny człowiek.